Za oknem szaro i wieje, więc człowieka zbiera na wspominki. Obiecaliśmy z Nikodemem pokazać wam kawałek naszego życia, a podróże i góry to jego wielka część. W Październiku zeszłego roku, na przekór tłumom ludzi pędzących w ciepłe kraje, zapakowaliśmy plecaki, buty trekkingowe, mapę i gitarę w podróż do Walii. Nasz mały Road Trip 2018! Zapraszamy na skrót z podróży!
Planowanie
Nie jesteśmy z Nikodemem mistrzami planowania, bez dwóch zdań lepiej wychodzą nam spontaniczne podróże, tym razem jednak potrzebny był jakiś zarys tego, co, gdzie i kiedy. Październik to jeden z fajniejszych miesiąców na wypady w góry, nie za ciepło, nie za zimno. Podstawą była dobra baza wypadowa. Zależało nam na tym, żeby mieć całe miejsce dla siebie, Nikodemowi marzył się kominek i ogródek.
W związku z tym, że głównym punktem wyjazdu było wejście na Snowdon — najwyższy szczyt Walii, w jego okolicach postanowiliśmy szukać noclegu.
Sam Snowdon wraz z innymi szczytami jest otoczony małymi wioskami. Do wyboru, do koloru. Można spać w hotelach, domach gościnnych, willach, hostelach, a nawet na polach namiotowych. Poprzednią wycieczkę do Snowdonii zaliczyła Klaudia kilka lat temu i miała okazję spędzić w jednym z najbardziej malowniczych miasteczek w okolicy Beddgelert. Tym razem padło na przeciwną stronę Snowdonii – Dolwyddelan, malutka wioska w Conwy County. Tym razem wycieczka miała być nastawiona na dużo chodzenia po górach i okolicach więc postanowiliśmy wybrać miejsce, którego nie odczuje nasz budżet. Zazwyczaj używamy Booking.com. Jeśli chcielibyście dostać zniżkę na hotele itp zwyczajnie użyjcie naszego linku – tutaj. Wy dostaniecie mały upust, tak samo jak i my. Pomożecie nam w kolejnych podróżach.
Trasa z Edynburga do Walii to ok 5h jazdy normalnych ludzi, że my normalnie nie jesteśmy to wyszło nam 24h i już piszemy co się przez te 24h wydarzyło!
Trasa
W trakcie samego planowanie wyjazdu do Walii, Nikodem zdał sobie sprawę, że ma starego znajomego z czasów nastoletnich w Kendal na obrzeżach Lake District. Kilka wiadomości i zapadła decyzja, że odwiedzamy Igora. Początkowo planowaliśmy szybki przejazd przez Lake District i pomimo tego, że mocno zboczyliśmy z trasy, ciągle czujemy niedosyt. Lake District nas w sobie rozkochało. Ograniczeni czasem, albowiem wiedzieliśmy, że Igor będzie na nas czekał z obiadem i browarkiem wybraliśmy tylko kilka punktów.
Aira Force — jeden z wodospadów regionu Lake District. Przy samej trasie z Edynburg na Kendal. Przepiękne widoki, a sam wodospad po deszczach potrafi pokazać swoją moc. Następnym razem postaramy się spędzić godzinkę więcej, tak żeby móc nacieszyć oko widokami z brzegu jeziora Ullswater, na co zabrakło nam tym razem czasu.
Surprise View oraz Ashness Bridge w Derwent –kolejny punkt przy głównej trasie. Przekapitalne widoki, buzia sama się śmiała. Staliśmy na samym krańcu półki widokowej i nie mogliśmy napatrzeć się. Widoki, widokami… ale jaka przejażdżka! Był to akurat fragment trasy, na którym Klaudia prowadziła. Wąska droga i jeszcze węższy most do przejazdu! Ostry podjazd i ciekawy stromy zjazd przydał się też napęd na 4 koła naszej Skodzinki.
Honister Pass – największa niespodzianka przejazdu przez Lake District i chyba obydwoje zgodzimy się, że nawet całego road trip. Najlepiej jechać od strony Buttermere do Borwdale. Widoki, o jakich będziecie śnić jeszcze długi czas. Wąska droga, otoczona z obu stron nasypami górskimi i jeziorami, po każdej stronie wielkie głazy i ani żywej duszy. Mieliśmy szczęście, jeśli chodzi o pogodę, niesamowita gra słońca i chmur, zmieniające się oświetlenie. Jechaliśmy oboje z otwartymi buziami, co chwilę padało “patrz tam”, “O kurde!” lub “Rób zdjęcie”. Największe rozczarowanie? Fakt, że nie mieliśmy naszykowanego gimbala i że nie mogliśmy spędzić tam troszkę więcej czasu. Nadrobimy w tym roku!
Nocleg u znajomego Nikodema. Rano mega pyszne śniadanie w Yard 46 Cafe, gdzie jak wszędzie, trafiliśmy na polską obsługę 😉
I trasa na Dolwyddelan! Tutaj nie planowaliśmy postojów, mimo wszystko nie mogliśmy nie zatrzymać się w Llandudno. Malownicze miasteczko na północy Walii, spacer po Great Orme Country Park, widoki i foteczki.
Ruszamy dalej, kolejny niezbyt planowany przystanek, Pont Pen-y-benglog. Schroniskowe wypadowe na szczyty takie jak: Foel Goch, Y Garn oraz Tryfan. Sto foteczek walniętych i ruszamy do naszego domu na następne kilka dni.
Dolwyddelan
W samym Dolwyddelan, jeśli ktoś decydowałby się na wybranie tej wioski na pobyt, nie ma za bardzo nic. Sklep, dwa puby, jeden porządny hotel i kilka domów letniskowych do wynajęcia. Idealnie, oczywiście, jeśli szukacie spokoju. Nie przeszkadzało nam to. W małym sklepiku kupiliśmy podstawowe rzeczy jak pieczywo, owoce, jajka itd. itp. Część rzeczy przywieźliśmy ze sobą, Klaudia dzień przed wyjazdem ogarnęła kotlety z piersi z kurczaka i mielone, co by było do kanapek. Do tego jakieś noodle, zupy w puszcze i po raz kolejny udowodniliśmy sobie, że da się fajnie spędzić kilka dni z minimalnym nakładem funduszy.
Właścicielka Elen’s Hotel and Restaurant uraczyła nas pyszną kolacją i lokalnym piwem. Szczerze polecam Walijskie ciemne piwa!
Sam domek — idealny dla małej rodziny. 3 sypialnie — główna dla 2 osób i dwie sypialnie z pojedynczym łóżkiem. Malutka łazienka z wanną. Na dole salon z kominkiem i dużym stołem jadalnianym i do tego kuchnia z wyjściem na ogród. Latem ciężko ten domek zarezerwować, jeśli nie zrobi się tego z odpowiednim wyprzedzeniem, to zapomnijcie. Domek kosztował nas £179 za 3 noce, czyli jakieś 866zł przy dzisiejszym kursie funta do złotówki. Dobrze wydane pieniądze!
Snowdon
Tras na Snowdon jest wiele, jednak jest tylko szlaków okrężnych. Chodziło nam o to, aby po kilkunastokilometrowym marszu, nie musieć czekać na autobus czy pociąg, który dowiózłby nas do samochodu. Wybraliśmy podejście PYG Track i zejście Miners Track — najbardziej popularne kombinacja tras.
Chwilę przed wyruszeniem zastanawialiśmy się, czy nie rzucić się na wyzwanie wejścia Crib Gochem — najtrudniejszym podejściem. Jednak biorąc pod uwagę, że oboje nie byliśmy pewni naszej kondycji, postanowiliśmy trzymać się planu.
Niesamowite widoki w początkowej i końcowej fazie, słynny Zig-Zag, czyli przejście wielkimi głazami plus samo wejście na Snowdon zrujnowały nam nisko trzymające się chmury. Bywały momenty, że nie widzieliśmy się oboje na szlaku.
Rada na przyszłość, jeśli chodzi o chodzenie po górach to zapasowe koszulki w plecakach. Po 7-kilometrowym podejściu nasze t-shirty ociekały potem. Moment wyjścia ze schroniska po odpoczęciu był brutalnym przeżyciem, zimno zagoniło nas do dosyć ostrego tempa. Szacowany czas przejścia to ok. 5 godzin. My zrobiliśmy trasę wokoło 3h i 45 minut, wliczając w to 30 minut w schronisku no i wszystkie przystanki na zdjęcia, a było ich sporo.
Klaudia miała zaciesz, kiedy piloci helikoptera patrolującego Snowdon co drugi przelot jej machali 😉
Było przednio! Do powtórki innym wejściem, może wjazd kolejką i zejście jakąś dłuższą trasą?
Okolice
O tyle o ile Snowdon był głównym punktem wyjazdu, to chcieliśmy zobaczyć też okoliczne miasteczka. Zwiedziliśmy XII wieczny Harlech Castle, podjechaliśmy do Porthmadog i pojeździliśmy okolicznymi wąskimi drogami.
W związku z tym, że zrobiliśmy już setki kilometrów wracając postanowiliśmy na obiad i kawę do naszych znajomych z grupy Autyzm Rodzice Rodzicom – Daniela i Gosi. Po wspaniałym popołudniu wśród przyjaciół przyszła pora na dom! Kochamy podróże, a jeszcze bardziej kochamy powroty do domu!
Prawie 1600 kilometrów w 4 dni! Da się, nie mówiąc o tym, że mieliśmy najlepsze towarzystwo pod słońcem – siebie!
Tak właśnie wyglądał nasz road trip 2018! W tym roku szykujemy się na wyzwanie trzech szczytów, czyli Snowdon (Walia), Scafell Pike (Anglia – Lake District) oraz Ben Nevis (Szkocja). Będziecie tam z nami?
Czytało się super. Dzięki